poniedziałek, 1 sierpnia 2011

...

Wczoraj przed śniadaniem rozmawiałam z jednym z gości o naszych pieskach, że łagodne, spokojne, przyjazne - zastanawialiśmy się nad tym skąd się niektórym bierze decyzja zakupu "ostrego" psa. Wtedy gość powiedział słowa, które powaliły mnie prostotą: człowiek wyraża siebie tym jakiego ma psa. Idąc dalej tym tokiem wyrażamy siebie na wiele sposobów: przez to jak i gdzie żyjemy, w co się ubieramy...
Przez dwa i pół roku wyrażałam siebie również za pomocą tego bloga, był moim dziennikiem, miejscem formułowania myśli i poglądów, pokojem spotkań z ludźmi z dalekiego czasem świata. Różne to były spotkania, najczęściej miłe, inspirujące, wiele się dzięki nim nauczyłam, dowiedziałam. Byłam też obiektem ataków, nienawiści w czystej bo bezinteresownej postaci. Będąc kobietą zwyczajną, nie brałam do siebie ani nadmiernych zachwytów ani szyderstw i złośliwości. Lubiłam zasiąść do komputera i średnio raz w tygodniu napisać o tym co mnie otaczało, jak rozumiałam i odbierałam rzeczywistość. Przez te trzydzieści miesięcy mądrzyłam się, zachwycałam, chwaliłam, wątpiłam. Dziś nie jestem już tą samą osobą, która bloga pisać zaczęła. Nie mam już tej potrzeby głośnego dzielenia się radością czy smutkiem. Umiem i - wolę, przeżywać je w ciszy, wewnątrz, bez widzów.
Bardzo szanuję osoby, które tu zaglądając wielokrotnie dawały mi dowody sympatii, dlatego szczerze muszę powiedzieć, że nie wiem czy jeszcze bloga pisać będę, może tak, może nie. Nie żegnam się bo na prawdę dziś tego nie wiem. Z pewnością jednak zrobię przerwę, sama nie umiem przewidzieć jak długą.
Nie kończę z pisaniem, od czasu do czasu będę pracowała dla Werandy Country, dostałam i przyjęłam też propozycję od pewnego czasopisma gdzie - już pod pseudonimem będę publikować jakieś teksty. Tym razem nie o sobie lecz o innych.
Blog, to co się w moim życiu w związku z nim zadziewało, był niezwykłym doświadczeniem. Pasjonującą podróżą przez wirtualną przestrzeń, źródłem wielu radości i wzruszeń, namacalnym dowodem istnienia dobra w świecie realnym. Poznałam "zaocznie" dziesiątki fantastycznych osób, kilkanaście z nich miałam zaszczyt poznać osobiście i uściskać.
Dziękuję Wam kochani za tę pulsującą energię, dobre myśli i słowa, za to, że zawsze mogłam na czytelników bloga liczyć w sprawach błahych i tych naprawdę ważnych.
W naszym bieszczadzkim życiu czeka nas jeszcze dużo nowych wyzwań - najbliższe to budowa domu - właściwie domku - dla nas. Po latach mieszkania w pokoiku za kuchnią, marzenie o własnym, tylko naszym dachu nad głową ma szanse się ziścić. Kolejna drewniana chata, uratowana od śmierci zwieziona jest już na naszą działkę. Wyrównaliśmy teren pod jej budowę, załatwiamy niezbędne dokumenty. W przyszłym roku ruszamy do kolejnego boju...
Bieszczady, przygarnęły nas, parę mieszczuchów, z życzliwą pobłażliwością. Cierpliwie uczyły jak żyć w tym nowym dla nas świecie. Pokazały nam jak cieszyć się chwilą, słońcem, wiatrem i deszczem. Jak radzić sobie z problemami i własną, ludzką niedoskonałością. Nadały sens naszej pracy.
Jeśli udało mi się na tym blogu pokazać choć fragmenty tych lekcji, jeśli ktokolwiek znajdzie tu coś dla siebie, to setki godzin spędzone przy komputerze nie były tylko sztuką dla sztuki...


Filmowo:


Chata bojkowska

Chata bojkowska

Chata Magoda

Chata Magoda

Widoki z tarasu:

Widoki z tarasu:



Okolice domu

Okolice domu